Powróciła. Niechciana, nieoczekiwanie się wyłoniła z mroku.
Depresja.
Nawrót.
Choroba.
Nie sądziłam że znowu przyjdzie, nie chciałam jej, nie zapraszałam.
Jedyne na co mam ochotę to zwinąć się w kulkę, siąść w rogu łóżka i zacząć płakać...A tyle łez co wylałam, tyle co dopiero przepłakałam.
Nie wiem jak będzie dalej. Przychodzą mi głupie myśli do głowy. Przychodzi mi do głowy myśl, że otworzę drzwi i wypuszczę koty...biegnijcie gdzie was poniosą nóżki... a ja po prostu skończę ze sobą, skończę z tym wszystkim, skończę być. Mimo wszystko wiem że te kotki są moim życiem, wiem że one mnie uratowały od ostatniego nawrotu, wiem że mi pomogły, wiem że są dla mnie naprawdę naprawdę ważne i nie umiem sobie wyobrazić życia bez nich.
Ptakich myślach przychodzą wyrzuty sumienia. Przychodzą myśli, że jestem głupia, nic nie warta i jak w ogóle mogę myśleć żeby wypuścić koty samopas i pozwolić im się zgubić, pozwolić żeby straciły dom...dach nad główką... i myśleć tylko o sobie, o swojej głupiej nic nie wartej dupie.
Dziś pierwszy raz się komuś przyznałam że właśnie mam nawrót, dziś pierwszy raz usłyszałam od nie terapeuty że jest wszystko okej i że to nie ja, te myśli to nie ja a to po prostu choroba, to po prostu depresja.
To ona bierze teraz z górę nad wszystkim, to ona teraz rządzi a nie ja.
A mimo wszystko, mimo tego jest mi źle. Jest mi źle samej ze sobą. Jest mi źle w nocy leżeć i patrzeć w przestrzeń, patrzeć na ten sufit i nie umieć zasnąć. Nie wiem jak mam spać. Nie umiem, zamykam oczy a mózg po prostu wariuje i przychodzą wspomnienia.
Przychodzi ona i siada cichutko obok mnie, siada w tej ciemności i pogrąża mnie coraz bardziej i bardziej i bardziej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz